Moje dzieci zaczynają podpowiadać mi słówka podczas bieżących konwersacji. Upomniały mnie parę razy, że użyłam złego rzeczownika, nazywając przedmioty. Kilkakrotnie podpowiedziały słówko, gdy zacięłam się mówiąc zdanie. Wspólna nauka, ma oczywiście ciągle formę zabawy a wytykanie błędów odbywa się w przyjaznej atmosferze 🙂 Bieżąca historyjka o poprawianiu, miała związek z ulotką załączoną na zdjęciu…
Ostatnio rozpakowałyśmy, nowo zakupioną lalkę starszej córki, do której dołączona była ulotka, o całej kolekcji tych lalek. Córka dokładnie wiedziała czego się spodziewać po rozpakowaniu zabawki, gdyż obejrzała wcześniej filmik po angielsku właśnie o tych lalkach. Anglojęzyczna narratorka wyjaśniała po kolei, co znajduje się pod każdą warstwą opakowania, nazywając odpowiednio przedmioty. Ja filmiku nie widziałam, ale rozpoczęłam dyskusję na temat lalki w języku angielskim.
Szło mi całkiem dobrze, aż do momentu, gdy powiedziałam o dołączonej ulotce leaflet. Córka żywo na to zareagowała i powiedziała do mnie po polsku: „mamo, ta Pani w filmie mówiła, że to jest checklist„. Uśmiechnęłam się pod nosem i przyznałam Klaudii rację. Wytłumaczyłam, że Pani z filmu raczej się nie pomyliła, gdyż jej językiem ojczystym jest angielski. Co stało się dalej…? córka popatrzyła na mnie ze skupieniem, by po chwili stwierdzić:” to tak samo jak pacyfier i dummy„.
Byłam zaskoczona, nie tylko tym, że mnie poprawiła, ale także tym, że tak przytomnie się zachowała. Do tego kojarzy fakty i chociaż dummy i pacyfier nie do końca były trafionym przykładem, to jednak pokazuje, że dziecko, próbuje poukładać sobie pewne rzeczy w głowie. Analizuje, myśli i przetwarza to, czego uczymy się teraz i w przeszłości.
Wspólna nauka języka angielskiego ze swoimi dziećmi owocuje również wzbogaceniem słownictwa przez rodziców. Niejednokrotnie zabrakło mi odpowiedniego słówka, gdy chciałam swobodnie porozmawiać z moimi dziećmi. Zdarzało się, że zapominając wyrazu chwilę milczałam, pozwalając dzieciom wyjść przed szereg. Wiele razy podpowiedziały mi właściwą nazwę, zasłyszaną z innych źródeł (bajki, płyty CD, szkoły językowej).
Jedne z najbardziej aktualnych to: Hummingbird oraz Keychain. Oglądając wspólnie zdjęcia ptaków w książce, zatrzymałam się przy nazwie Koliber. Widać było, że się zastanawiam i usiłuję sobie przypomnieć. Nie trwało to długo, gdy Klaudia wyręczyła mamę i podpowiedziała siostrom, że to jest Hummingbird.
Jedna z bliźniaczek spytała, co trzymam w ręku, widząc w mojej dłoni przedmiot. Otworzyłam dłoń pokazując brelok do kluczy. Zastanawiałam się jednocześnie przez chwilę jak to powiedzieć po angielsku. Klara odpowiedziała sobie sama na to pytanie: oh, it is a keychain. Ja natomiast, zastanawiałam się skąd zna to słówko.
Czasami pomylę się nazywając przedmiot niewłaściwie np. na mug powiem cup z rozpędu. Natychmiast jestem skarcona: This is not a cup, it is a mug. Mówię Wam, dzieci są bardzo czujne! Jak więc widać korzyści z nauki języka angielskiego są obopólne. Ciągle się uczymy a jeżeli pomagamy przez to naszym dzieciom, zadawala nas to tym bardziej. Nic dodać nic ująć.
To, że poprawiają potwierdza to, że dzieci uczone przez rodzica, którego językiem ojczystym nie jest język angielski nie przejmą jego błędów. Gdzieś o tym już czytałam, ale niewiarygodne mi się to wydawało. A tu proszę. Potwierdziłaś, że ta teoria jest prawdziwa, chociaż niesamowita. Uczeń przerósł mistrza. Nie mogę się doczekać aż moja córeczka zacznie mnie poprawiać.
Myślę, że jeszcze uczeń mistrza nie przerósł 🙂 jeszcze chwilę musimy na to poczekać, niemniej jednak pocieszające jest to, że wiedzą coraz więcej oraz korzystają z tego. Moim zdaniem, z racji tego, że mama i tata nie są jedynym źródłem nauczania angielskiego, przemycone przez nas błędy nie muszą być asymilowane. Może stąd to wynika, że skoro w bajce, na płycie CD, usłyszały kilkakrotnie poprawną wersję to niekoniecznie sugerowały się mamą robiącą błędy. Ruszyły za poprawnym brzmieniem, słowem czy konstrukcją zdania i przyswoiły to co jest właściwe.
Dzisiaj mogę dopisać kolejne słowo, którego nauczyłam się od moich dzieci. Zakładając, z pomocą moich dzieci, na pluszowego kota, taką przepaskę na oko, jaką noszą piraci w bajkach, dowiedziałam się od Klary, że jest to eyepatch po angielsku. Zwyczajnie mi to oznajmiła, zwrotem „let’s put the eyepatch on the kitten’s eye”. Było to tak naturalne w jej wykonaniu. W ogóle nie zakładała, że mama może nie znać takiego słowa. To ja od razu wyłapałam oczywiście słówko i równie zwyczajnie poprosiłam o powtórzenie, tak jakbym nie usłyszała co do mnie powiedziała. Chciałam, aby ponownie powtórzyła, żebym mogła upewnić się, że to jest angielskie słówko. Zorientowałam się bardzo szybko o co chodzi i sprawdziłam w słowniku czy faktycznie tak to jest. Pewnie, wiesz jaka była prawidłowa odpowiedź:)
Dzieci są w tym naprawdę niesamowite, że potrafią wyczuć, która wersja jest poprawna. Myślisz o jakimś większym otoczeniu ich językiem na żywo, oprócz bajek i płyt? Znalezienie podobnych rodziców w otoczeniu, czy coś w tym stylu?
Rozpoczęłam już pierwsze poszukiwania w Internecie wspólnych wczasów językowych dla nas i naszych dzieci. Myślałam o wspólnym wyjeździe i zamieszkaniu przez chwilę u jakiejś anglojęzycznej rodzinki. Niestety jest mało ofert w tym zakresie dla takich małych dzieci, sporo dla starszych. Te które są, cenowo są dosyć wysokie. Myślę, że jeszcze chwilę z tym poczekam, aż moje dzieci będą troszkę starsze i bardziej samodzielne. Może w przyszłym roku. Niemniej jednak kraje anglojęzyczne są priorytetem na naszej liście wyjazdowej:)
Ooo…fajny pomysł 🙂 Ja się pochwalę, że ostatnio udało się w moim mieście znaleźć mamę z dziećmi 3 i 5 lat, która ma męża nativa. Spotykamy się w sobotę. Mam nadzieję, że długo utrzymamy kontakt. 12 lat mieszkali w Anglii. Zależy jej, żeby dzieci utrzymały poziom angielskiego.
Nie wiem czy czytałaś, ale do Klaudii przychodziła przez chwilę Kanadyjka, która była w naszym mieście. Rewelacja! szkoda, że Klaudia była malutka i nie dochodziło do anglojęzycznych konwersacji. Nie miałam wówczas feedback-u. Miałam tylko nadzieję, że przyswaja. Pewnie tak było. Kanadyjki już nie ma ale jest Brytyjka, którą również mocno rozważam od jakiegoś czasu. Czekamy na informację, jak się rozwinie kontakt Twojego malucha, z anglojęzycznymi znajomymi:)
Tak, czytałam 🙂 U nas na razie zastój tj. jedno spotkanie było. Tata- brytyjczyk miał trochę delegacji ostatnio. Ale niedługo kolejne spotkanie. Szkoda, ze dzieciaki się bawią, ale tak każde osobno. Chyba tak w tym wieku już jest.
Ewidentnie to jest przypadłość tego wieku. Myślę, że 3-4 lata to jest dopiero ten wiek, gdzie dzieci chętniej garną się do rówieśników aniżeli dorosłych.