Mamy już prawie 5-cio letnie doświadczenie, jeżeli chodzi o dwujęzyczność zamierzoną i uczenie naszych dzieci języka angielskiego. Chciałabym opowiedzieć nieco szerzej o naszej strategii, gdyż ona się zmieniała, zależała od różnych czynników, dopasowywała do sytuacji. Inna była w przypadku jednego dziecka a jeszcze inna, gdy rodzina się powiększyła o siostry bliźniaczki.
Zacznę może od Klaudii, gdyż tutaj sytuacja była bardzo prosta. Przez dwa pierwsze lata jej życia, mówiliśmy do dziecka praktycznie tylko po angielsku. W związku z tym, iż nie pracowałam, 99% swojego czasu poświęcałam wówczas jedynemu dziecku. Nie były to tylko konwersacje anglojęzyczne (na poziomie dwulatka) ale input w postaci czytania książeczek, odtwarzania nagrań CD i DVD, uczęszczania do lokalnej szkoły języka angielskiego. Tata Klaudii spędzał z dzieckiem o wiele mniej czasu, jednak porozumiewał się z nią również jedynie po angielsku. Przez chwilę z językiem angielskim wsparła nas także kanadyjka przebywająca w Polsce.
Nie mogę napisać, że przez te 2 lata, nie odezwałam się do córki nigdy po polsku, gdyż pewnie takie sytuacje miały miejsce. Nie były one częste, myślę, że nawet bardzo rzadkie. Podobnie było z moim mężem. Staraliśmy się otoczyć dziecko językiem angielskim możliwie najszerzej, w tych wczesnych latach jej życia. Pomiędzy sobą rozmawialiśmy ciągle po polsku, chyba, że konwersacje prowadziliśmy równocześnie z Klaudią. Wówczas podtrzymywaliśmy język angielski, zadając sobie nawzajem pytania po angielsku i po angielsku na nie odpowiadając.
W związku z tym, iż Klaudia była często obecna podczas naszych polskojęzycznych rozmów, osłuchiwała się zapewne z językiem polskim codziennie. Dodatkowo w szerszym gronie rodzinnym, zmuszana była do używania tego języka na tyle na ile potrafiła. Na placu zabaw, u lekarza, pośród rówieśników słyszała język ojczysty i aktywnie w nim uczestniczyła.
Większość pierwszych słów córki była po angielsku, jednak z polskim radziła sobie równie dobrze. Swobodniejsze mówienie po polsku przyszło około 2 roku życia. Absolutnie nie odstawała od rówieśników pod względem języka polskiego. Zwracałam na to szczególną uwagę, obserwując dzieci w jej wieku i porównując ich zasób słów czy sposób budowania zdań. Nie zauważyłam również problemów z artykulacją, wymawianiem polskojęzycznych dźwięków itp. (tę kwestię poruszę jeszcze ponownie w odrębnym wpisie).
Sytuacja w naszym domu nieco się zmieniła, kiedy Klaudia poszła do przedszkola, i kiedy urodziły się siostry bliźniaczki. Był to czas kiedy Klaudia miała 2-2,5 roku. Zmieniła się wówczas moja strategia. Zaczęłam nieco mieszać języki i dałam córce zielone światło, że może do mnie mówić po polsku a będzie zrozumiana i wysłuchana. Dlaczego tak zrobiłam?… Doszły również emocje i więź z dzieckiem, ale to jest temat na kolejny wpis, któremu poświęcę trochę czasu na moim blogu w przyszłości. Język angielski mocno podtrzymał tata, a co z tego wyszło, opowiem nieco później.
Tymczasem, zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z poprzednimi wpisami poświęconymi strategii oraz do zaglądania na bloga w przyszłości, aby dowiedzieć się więcej o naszej strategii, po narodzinach bliźniaczek.