Od jakiegoś czasu próbuję nagrać moje dzieci jak rozmawiają ze sobą po polsku, niestety bezskutecznie. Cała trójka bawiąc się razem wybiera język angielski. Chciałabym, aby na tym etapie jeszcze tak pozostało, więc nie ingeruję. Filmik zamieszczę innym razem, ale chwilę poświęcę językowi polskiemu . Dlaczego poświęcam kolejny wpis właśnie polskiemu? Dlatego, że…
to jest jednak nasz język ojczysty i mimo tego, iż jest dla nas ważne, aby nasze dzieci komunikowały się swobodnie po angielsku, to nie mniej ważne jest dla nas, aby nasze dzieci mówiły poprawnie po polsku. Panuje przeświadczenie, że uczenie dzieci języka obcego, w tak wczesnym wieku, ma negatywne konsekwencje. Szczególnie częstym zarzutem, z którym ja się spotykałam, były wady wymowy w języku ojczystym. Wielu rodziców obawiało się właśnie takich konsekwencji.
Z racji tego, że piszę o moim własnym doświadczeniu i nie jestem logopedą, podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami w tej kwestii, odnośnie moich własnych dzieci. Należy pamiętać, iż każde dziecko jest inne, inaczej się rozwija, ma lub nie inne problemy zdrowotne. Mam doświadczenie z trójką dzieci, z których dwie dziewczynki to bliźniaczki, co jest niewątpliwie rzadszym przypadkiem.
Otóż, jeżeli chodzi o Klaudię, to jako trzylatka nie odbiegała absolutnie od swoich rówieśników. Powiedziałabym nawet, że należała do tych dzieci, które radzą sobie nieznacznie lepiej w swojej grupie przedszkolnej, jeżeli chodzi o swobodę wypowiedzi, zasób słownictwa. Wczesnoprzedszkolne konsultacje logopetyczne, nie wykazywały odstępstw od norm. Nie zlecano nam również dodatkowych konsultacji logopedycznych w celu wyeliminowania wad wymowy. Zwyczajnie ich nie było.
Jako 5,5 letnie dziecko, Klaudia doskonale sobie radzi z językiem rodzimym i gdybym miała pokusić się o ocenę, który język jest sprawniejszy na tym etapie, to postawiłabym na język polski. Nie jest mi absolutnie z tego powodu przykro! Tak to właśnie miało wyglądać. Zależy nam na uzyskaniu możliwie najlepszego języka angielskiego u naszych dzieci, jednak to język ojczysty jest najważniejszy.
Bliźniaczki zaczęły mówić znacznie później niż Klaudia, zarówno po polsku jak i po angielsku. W związku z tym, że mowa dzieci z ciąży mnogiej rozwija się na swój sposób nietypowo, nie wiem czy spowodowane to było właśnie tym, że są bliźniaczkami wcześniaczkami czy jednak tym, że wprowadziliśmy im dwa języki. W przypadku sióstr bliźniaczek, korzystamy faktycznie z usług logopedy, jednak bardziej, ze względu na to, że chodzi o bliźniaczki, niż ze względu na eliminowanie szkód, jakie mógł wywołać drugi język.
Z dziećmi w swojej grupie przedszkolnej bliźniaczki komunikują się swobodnie a ich język polski od momentu, gdy poszły do przedszkola mocno przyspieszył. Na tyle mocno, że coraz śmielej go używają, również podczas komunikacji z mamą. Szczególnie jak odbieram je z przedszkola. Jakby niesione na fali polskojęzycznych konwersacji, nie mogły chwilowo przestać:) chwilowo, gdyż jak wracamy do domu, ponownie szlifujemy angielski 🙂
Poprzednie posty, w których poruszałam tematykę języka polskiego moich dzieci znajdziecie poniżej. Poniżej również video z Klaudią mówiącą po polsku. Na bliźniaczki jeszcze chwilkę poczekam, gdyż nie bardzo chcę, na tym etapie, prowokować polskojęzyczne konwersacje. Udostępnię w późniejszych postach, gdyż mowie ojczystej zapewne poświęcę jeszcze parę wpisów.
Fajnie, że napisałaś o języku polskim. U nas nieco inna strategia, bo OPOL, ale cisnę męża, żeby więcej do naszej córeczki mówił i ogólnie z metodą Domana też. Wspominałam na blogu o tym, że jestem zachwycona angielskim moich dwóch uczniów wychowanych w dwujęzyczności zamierzonej (10 latek i 7 latek). Angielski angielskim, ale z tym 10-letnim, już 4-klasistą mama musiała zacząć pracować po polsku. Ponoć ma ubogi zasób słownictwa, nie rozumie niektórych słów, które używa itp. U nich też OPOL i za stronę polską odpowiedzialny tak jak u nas był tata. A jak mi ktoś napisał ostatnio „faceci to inny gatunek.” Ja mojego męża instruuję, upominam itp. Jeśli tamten tata wykazywał tyle inicjatywy co przeciętny ojciec dzieci, to już wiem, czemu polski nieco kuleje. Liczę na to, że u nas tak nie będzie.
Dlatego właśnie należy się dzieciom przyglądać. Uczulam, aby nie brnąć na siłę w angielski, zapominając o całym bożym świecie. Ja osobiście obserwowałam Klaudię dosyć mocno, jeżeli chodzi o jej rozwój mowy, po każdym względem. Także pod względem emocji, kontaktu z dzieckiem itd. Pisałam już o tym i pewnie jeszcze do tego nawiążę w przyszłości, że czułam, iż mogę więcej się od dziecka dowiedzieć (szczególnie o tym co działo się w przedszkolu) rozmawiając z nią po polsku. Nie brnęłam więc ślepo w angielski, tylko chwilowo odpuściłam, jeszcze wtedy nie mając pojęcia co z tego wyniknie. Teraz cieszę się, że tak zrobiłam a angielski, cóż mogę powiedzieć, rozwija się w dalszym ciągu w dobrym tempie i w dobrym kierunku. Nie można przedobrzyć.
Teraz zdecydowanie przyglądam się bliźniaczkom, gdyż to jest nieco inna historia. Moje doświadczenia z Klaudią przeniosłam na Bliźniaczki, ale to chyba nie do końca tak działa. To są inne dzieci. Opiszę niedługo moje spostrzeżenia w jednym z postów.
U nas jest nieco inna sytuacja, bo ja po polsku z córką nie rozmawiam, ale dbam o to, żeby polski był wspierany przez tatę. Jak zauważę, że coś jest nie tak np. Maja mieszkająca w Polsce i otoczona polskim, gdzie tylko ja mówię w języku angielskim nie znała jeszcze niedawno żadnej polskiej piosenki, od razu męża instruuję i można powiedzieć, że niejako zmuszam, żeby bardziej się postarał w tym względzie. Do tego dochodzi nam metoda Domana również w języku polskim, a czytanie globalne niesamowicie rozwija słownictwo. Obserwuję cały czas i trzymam rękę na pulsie, chociaż nie angażuję się w język polski bezpośrednio. Zdaję sobie sprawę, że kobiety mówią więcej niż mężczyźni i że to głównie matka ma wpływ na rozwój języka u dziecka, tak, że u nas tym bardziej obserwacja musi być.
Myślę, że to jest tak, że Maja zdobyła już bardzo duży zasób polskich i angielskich słów, jednak Tata rzadziej wydobywa te polskie. Jeżeli spędza ona większość czasu z Tobą, to Ty wydobywasz jej angielskie słownictwo. Nie wiem jak Dziadkowie, na ile mają kontakt z Mają. Jeśli Tata, spędza z Mają tyle czasu co Ty to myślę, że nie ma się co obawiać o jej język ojczysty. Niedługo wystrzeli mocno, a w przedszkolu to w ogóle będzie przełom.
Pisałam już o tym w moich postach, iż mam wrażenie, że angielski jest troszkę łatwiejszy i może dzieci chętniej go wybierają na początku swojej komunikacji z otoczeniem. Pamiętam taką sytuację, gdy Klaudia miała ponad 2 lata. Całkiem ładnie już mówiła po polsku i angielsku. Rówieśnicy, mowa teraz o chłopcach, w ogóle nie mówili lub mówili bardzo słabo. Trochę mnie to zdziwiło, kiedy ze znajomymi ze Stanów spotkaliśmy się na urlopie w Polsce. Ich syn w podobnym wieku, mówił o wiele lepiej po angielsku, niż jego polscy rówieśnicy. Potrafił powiedzieć całe zdanie. Wtedy po raz pierwszy zastanowiłam się czy może angielski jest jednak troszkę prostszy w codziennej komunikacji. Oczywiście to są moje przemyślenia, niczym nie poparte.